Któż nie lubi podglądać życia innych, życia znanych czy cenionych osób z tak zwanego show-biznesu!? Na nic negowanie, krygowanie się, szukanie wymówek. Gdyby nie lubowanie się w podglądactwie, portale takie jak Plotek, Pudelek czy Kozaczek nie istniałyby lub nie cieszyłyby się tak dużą poczytnością (i oglądalnością). Równie przykry los czekałby wiele kolorowych pism z krzyczącymi na okładkach nagłówkami. Więcej nawet: koncepcja niektórych spośród cieszących się popularnością programów telewizyjnych nigdy nie zostałaby wymyślona i wdrożona w życie. Zatem wniosek jest jeden – lubimy podglądać! I nie jest to stwierdzenie odkrywcze, w jakikolwiek sposób przełomowe czy bardzo szokujące. Życie osób z wyższych sfer czy zwyczajnie zamożnych – zawsze wzbudzało zainteresowanie, stanowiło źródło sensacji dla plotkarskich gazet, kabaretów, czy po prostu ulicznych występów.
Za sprawą podszeptów swej natury podglądaczki sięgnęłam po książkę Catherine Hewitt – miałam nadzieję na poznanie rozmaitych pikantnych szczegółów z życia paryskiej kurtyzany należącej do europejskiej śmietanki towarzyskiej XIX wieku. Jakiż niedosyt poczułam, skończywszy powieść, a nie poznawszy choćby namiastki emocjonalnego życia głównej bohaterki. A czyż nie emocje grają najważniejszą rolę w naszym życiu!? Czyż nie na takie informacje polujemy, czytając o rozwodach, romansach, zdradach? Przecież nie samo wydarzenie jest tu ważne, ale to, co zainteresowana czy zainteresowany myśli i czuje. Jakie refleksje i emocje dane wydarzenie wywołało!
Autorka z uporem powtarza frazesy o niezwykłej urodzie i przebiegłości kurtyzany, która doskonale wiedziała, jaki ma cel i jak go osiągnąć. Wspomina kilkukrotnie o godnej naśladowania postawie i ambicji bohaterki, które mogłyby stanowić wzór dla wielu współczesnych celebrytów. Przez karty powieści przebija szczery i nieukrywany podziw dla dokonań bohaterki, która z nizin społecznych doszła na szczyty sławy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, ba, solidaryzowałabym się ze słowami uznania, gdyby nie sposób, w jaki szczyt ten został zdobyty.
W Paryskiej kochance gloryfikacji poddana została postać, która przez zaspakajanie potrzeb seksualnych mężczyzn zdobywa pokaźny majątek, co pozwala jej zaistnieć wśród najmożniejszych ówczesnej Europy. I mimo iż autorka za wszelką cenę chce wskazać również przymioty intelektualne bohaterki, omijając bardzo konsekwentnie informacje dotyczące szczegółów życia intymnego, to jednak coś sprawia, że trudno w jej zapewnienia uwierzyć. Z kart biografii nie dowiemy się, po jakie aktywności seksualne kurtyzana musiała sięgać, by zdobyć aż taki majątek, nie dowiemy się także, co o tym myślała i co czuła do mężczyzn, z którymi musiała współżyć. Nie wiemy, czy któregoś ze swych kochanków naprawdę darzyła uczuciem miłosnym, czy któryś miał wyjątkowo uciążliwe do spełnienia wymagania, czy dochodziło do scen przemocy. A przecież te informacje to kwintesencja biografii kurtyzany! Bez faktów na temat najważniejszej sfery jej życia trudno uwierzyć autorce w jej pełne zachwytu „ochy” i „achy”, gdyż w głowie czytelnika natrętnie krąży myśl, że za barwną nazwą zawodu bohaterki i pięknym opisu jej łoża – nadal kryje się prostytucja.
Mimo dysonansu, jaki funduje nam autorka biografii, możemy odnaleźć także wartościowe fragmenty, przedstawiające czytelnikowi paryskie realia z końca XIX wieku. Kolorowe opisy ilustrują nam przyszłą stolicę mody jako brudne, zdemoralizowane, ale też sprzyjające zabawom miejsce, do którego Francuzi ściągają w poszukiwaniu ucieczki od wiejskiej biedy. Obraz ten ujawnia przed nami skalę, na jaką rozwinięta była prostytucja i jakie typy prostytutek można było spotkać na paryskich ulicach. W końcu poznajemy też sytuację, w jakiej przyszło tytułowej bohaterce spędzić młode lata, i dowiadujemy się, jakie miała szanse na godne życie.
Sytuacja kurtyzany przedstawiona jest subiektywnie, jednak bez uzasadnienia wygłaszanych sądów, a życie ówczesnych prostytutek – tych „z wyższej półki” – opisano jako wręcz godne pozazdroszczenia. Konkluzja, że dostatnie życie jest w stanie wynagrodzić upokorzenie, samotność i brak więzi emocjonalnych, nasuwa się sama. Obawiam się, że lektura biografii może okazać się dla niektórych czytelników nie tylko pozbawiona wartości merytorycznej, ale wręcz szkodliwa, „podglądackie” zaś potrzeby ludzkiej natury nie zostaną w żaden sposób zaspokojone.
* Jeżeli powyższa recenzja przypadła ci do gustu, koniecznie przeczytaj kolejny nasz artykuł w podobnej stylistyce, choć wzbogacony o elementy eseju literackiego – recenzujący świetną książkę Myśliwskiego.