Serwis Fictomercial ma przyjemność zaprezentować czytelnikowi prace nagrodzone w konkursie pt. Patchwork literacki zorganizowanym przez pisarkę i redaktorkę Justynę Karolak, prowadzącą blog karolakowo.pl oraz Głowę pisarza, podcast dostępny w serwisie YouTube. Konkurs polegał na stworzeniu zakończenia opowiadania pióra Justyny noszącego tytuł Dusza na sznurku (opowiadanie to znajdziesz na ww. blogu Justyny – w artykule pt. „Rusza akcja pt. »Patchwork literacki« – przeczytaj opowiadanie startowe, weź udział w konkursie i wygraj nagrody!”).
Jeśli jesteś ciekaw, jak przebiegał ten konkurs literacki, czym kierowała się jego organizatorka, oceniając nadesłane prace, przejdź do tego artykułu.
A tymczasem zapraszamy cię serdecznie do przeczytania jednej z czterech nagrodzonych prac konkursowych!
Poniżej – praca literacka, która wywalczyła miejsce drugie. Autorką jest Ewa Rosłan, 29-letnia blogerka pisująca szkice prozatorskie i utwory poetyckie, a także przemyślenia ujęte w tonie publicystycznym – jej blog możesz odwiedzić tutaj. Z wykształcenia historyk. Na co dzień Ewa szlifuje swój warsztat pisarza, pracując nad pierwszą powieścią.
Ze swej strony gratulujemy Ewie zdobycia srebrnego medalu!
Artykuł publikujemy za pisemną zgodą autorki oraz po akceptacji redakcji tekstu wykonanej przez Justynę. Z uwagi na fakt, że konkurs adresowany był do pełnoletnich, uczulamy czytelnika, iż zarówno w opowiadaniu startowym, jak i pracach konkursowych – mogą pojawić się wulgaryzmy.
Ewa
Rosłan, zakończenie opowiadania Dusza na sznurku – miejsce 2
Stary wpatrywał się we mnie z coraz większym politowaniem. Pokiwał głową i zdjął cudaczny kapelusz. Odsłonił w ten sposób trupioblady kawałek łysiny otoczony kępą popielatych włosów.
– No dobrze, przypomnę ci – westchnął. – Pamiętasz tę parną, lipcową noc? Było to cztery lata przed tym, jak nagle cię zostawiła.
– Eeee, no… byłem z nią wtedy w Hiszpanii i…
– Jeszcze wcześniej – przerwał mi stary – bo na Gran Canarii byliście dwa lata po tym, o co cię pytam. Balowałeś wtedy na działce u kumpla. Z ufnością pozwoliła ci wyjechać bez niej. Złotą kobietę miałeś, nieprawdaż? Inne za nic w świecie nie chcą puszczać swoich mężczyzn nawet do pubu, a co dopiero na jakiś dłuższy wypad.
– Tak, ze świecą szukać takiej jak ona – przytaknąłem.
Staruch posłał mi pobłażliwy uśmiech. Potem przez parę minut nie zwracał na mnie uwagi. Rozstawił przed sobą kilka wysokich szklanek. Wsypał do nich lód, zalał wódką i różnymi sokami. Na koniec ozdobił drinki słomką, kawałkiem owocu i parasolką. Nie wiadomo skąd, nagle pojawiła się jakaś grupka ludzi. Każdy z nich wziął po drinku. Wśród nich rozpoznałem tamtego chłopaka, który poratował mnie wodą. Uśmiechnął się do mnie, pomachał, a potem zniknął razem z towarzystwem. Nie dociekałem, co to za jedni, bo usiłowałem wrócić pamięcią do tamtego pobytu na działce. Pamiętam, że przez swoją własną głupotę upiłem się tak, że aż urwał mi się film. Ostatnie wspomnienie z tamtej nocy to twarz miejscowej dziewczyny na moim ramieniu. Jej szare, ale błyszczące oczy lekko przesłonięte czarną grzywką, mały i odrobinę zadarty nos, i muśnięte szminką usta. Miała też bardzo zgrabną pupę.
– No i rozwiązałeś zagadkę! – krzyknął dziarsko staruch. – Wtedy też przypominała ci łabędzia, he-he. Tylko wtedy pisklęcia przy niej nie było.
– Cały czas chodziło ci o matkę tego chłopca?
Owszem, zaliczyłem przygodę, ale to już tylko przeszłość, której wolałbym nie roztrząsać. Jednak ten stary dziwak nie chciał odpuścić. Miałem wrażenie, że czyta w moich myślach. Wkurzona absurdalnością sytuacji, racjonalna część mnie apelowała o natychmiastowe zaprzestanie dyskusji z kostnym. Jednak moje częściowe zamroczenie umysłu nie odpuszczało i brnąłem w tę, coraz bardziej podobną do przesłuchania, rozmowę.
– Tak, właśnie sobie przypomniałem, że zdradziłem ją na tym wypadzie. No cóż, byłem pijany, jeszcze pomiędzy piwami, jeden ze znajomych kumpla poczęstował mnie buchem trawki. Przez to kompletnie straciłem kontrolę – tłumaczyłem się przed starym.
– I już jej nie odzyskałeś. – Staruch uśmiechnął się złośliwie. – Popłynąłeś z nurtem. Udawałeś, że nic się nie stało. Łabędzica też by o tobie zapomniała, gdyby nie ciąża. Szybko dowiedziała się, gdzie mieszkasz. Przez dwa lata zabiegała o choćby minutę rozmowy z tobą. W końcu zaczęła mieć dość twoich uników i złożyła pozew o alimenty.
Poczułem się jak zbity pies. Chciałem poprosić tego dziwaka, żeby pozwolił mi pójść do mieszkania, ale on nie przerywał przemowy.
– Co do twej ukochanej, nie mogę wyjść z podziwu, jak kombinowałeś, żeby ukryć przed nią cały ten romans. Robiłeś, co mogłeś, żeby nie dowiedziała się o tamtej dziewczynie i dziecku. Wciskałeś kłamstwo za kłamstwem, aż w końcu prawda wyszła na jaw. Kiedy odbierała listy od listonosza, wśród nich znalazła pismo z sądu. Nie była mocno zaskoczona, bo wcześniej przeczuwała, że coś ukrywasz. Sąd nakazał ci płacenie alimentów. Twoja ukochana jakoś wybaczyłaby ci zdradę, ale nie była w stanie wybaczyć kłamstw i tego, że nic jej nie powiedziałeś. Nie mogła też ci wybaczyć, jak potraktowałeś i ją, i tamtą dziewczynę. Twój syn ma już trzy lata. Na pewno pragnie, żeby tata i mama byli razem. Jednak przez swoje matactwa zabierasz mu nadzieję, ona ulatuje z niego, jak balon w powietrze.
Poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez moje ciało przeszedł dreszcz zdenerwowania i zaskoczenia. Zacząłem się zastanawiać: po co, do cholery, ja rozmawiam z tym staruchem? Aż tak mi zaćmiło umysł…?
– Zaraz, zaraz… śledziłeś mnie? Skąd ty to wszystko wiesz? Nie wierzę! Pojawiłeś się tak nagle! Znikąd! Najpierw na ulicy, a potem pod moim blokiem! Czemu ja w ogóle z tobą gadam!?
– Chciałeś wiedzieć, dlaczego ona odeszła, i dostałeś odpowiedź.
– Tak, ale powiedz mi w końcu, kim jesteś! Jaki eksperyment na mnie przeprowadzasz!? A może to tylko sen, a ja się zaraz obudzę?
Starzec jedynie uśmiechnął się pobłażliwie i postawił przede mną kolejne piwo. Nie ruszyłem go, potrzebowałem czegoś mocniejszego. Najlepiej samogonu, który kiedyś pędził mój dziadek.
– Kim ty, dziadygo, jesteś?
Stary westchnął i pstryknął. Cały jego kram samoistnie zniknął, jak tamci ludzie z drinkami.
– No cóż… Jak by ci to powiedzieć… – zająknął się.
– Słucham!
Dziadyga zaczął się tłumaczyć, ale nie mogłem się na tym skupić, bo raptem poczułem, że za moimi plecami jest coś twardego i szorstkiego. Nie słyszałem już, co on do mnie mówi. Cały obraz przed moimi oczami się rozmazał. Ścisnęło mnie w klatce – raz, a potem seria ukłuć, niczym impulsy elektryczne. Były tak silne, że na zmianę unosiłem się i opadałem. Starzec kucnął tuż za moją głową i wyszeptał mi do ucha:
– Miałem cię przeprowadzić na drugą stronę, ale widzę, że jeszcze twój czas nie nadszedł. Żegnam i mam nadzieję, że już przestałeś być w żałobie.
Błysnęło światło podobne do tego z latarki. Tuż po tym rozbłysku znowu zacząłem widzieć jak należy. Z tą różnicą, że zamiast przed blokiem – leżałem na chodniku przy parku, a nade mną pochylało się dwóch ratowników medycznych. A niech to, musiałem mieć udar, ale… Miałem wrażenie, że spotkanie z kostnym starcem to nie zwykły sen. Najwidoczniej musiałem przejść coś w rodzaju śmierci klinicznej. Całe moje ciało było sztywne i obolałe. Jednak najważniejsze, że nie muszę już oglądać tego dziadygi, pomyślałem.
Zakończenie zawierające elementy przyziemne /w sensie ludzkie/ i transcendentne jednocześnie. Podoba mi się ten Twój ,,dziadyga,, Ewo. Pozdrawiam