W świadomości literaturoznawczej i społecznej funkcjonuje rozróżnienie na literaturę piękną i popularną, zwaną również rozrywkową. Ale co tak naprawdę oznacza ten podział? Czy warto go stosować w życiu codziennym, np. gdy sięgamy na półkę księgarni, by zakupić książkę? I czy kiedy współczesny – dzisiejszy – pisarz zasiada do tworzenia swojej prozy, także powinien o tym rozróżnieniu pamiętać?
Literatura piękna powszechnie jest kojarzona z tym najbardziej podniosłym, czyli artystycznym wymiarem literackim. Literatura popularna (rozrywkowa) to ta, która służy – jak sama nazwa wskazuje – rozrywce, zabawie, przyjemności. Do tej drugiej puli zalicza się twórca taki jak Stephen King, a także wszelcy twórcy powieści kryminalnych – na rodzimym rynku będą to więc pisarze tacy jak Katarzyna Bonda czy Remigiusz Mróz, i inni mniej popularni, ale świetnie piszący autorzy. Z kolei powieści np. Olgi Tokarczuk – dziś już noblistki – zaliczamy do tej pierwszej puli, czyli do literatury pięknej. Czy wobec tego autorzy powieści lub opowiadań służących ludziom do przeżywania przygody, dostarczających rozrywki – powinni czuć się jakkolwiek gorsi od piszących literaturę piękną…?
Jeden z najbardziej znanych i prestiżowych badaczy literatury – szerszej publiczności znany jako twórca powieści, choć pierwszą z nich napisał dopiero przed pięćdziesiątymi urodzinami, mając już wtedy na koncie osobistym imponujący dorobek naukowy, np. liczne eseje na tematy literaturoznawcze – Umberto Eco powiedział, a właściwie zaproponował do rozpatrzenia tezę, że podział na literaturę wysoką i niską (czyli piękną i popularną) w zasadzie nie jest społecznie ani też naukowo do końca użyteczny.
Okazuje się, że na pewnym etapie zaawansowanych przemyśleń o literaturze możemy rozmawiać… po prostu o literaturze. Eco zauważył bowiem i stwierdził, że przestrzenie artystyczne i popkulturowe mogą płynnie na siebie nachodzić, nakładać się, dlatego ich kategoryczne rozdzielenie i przypisanie im precyzyjnych cech właśnie różnicujących może być nie tylko trudne, ale też przede wszystkim niekonstruktywne – niepotrzebne ani z poznawczego, ani ze społecznego punktu widzenia.
Żeby lepiej zrozumieć postulaty Eco, weźmy na tapet zacnego Tolkiena. Jest to pisarz, który w konwencji fantasy właściwie do dziś nie ma sobie równych – bogactwo fantastycznego świata przedstawionego opisanego przez Tolkiena jest tak kolorowe, rozległe i też wiarygodne oraz przemawiające do wyobraźni, że nie da się z tą literaturą polemizować: można ją kochać albo nie lubić, ale nie da się przejść obok niej obojętnie. Sukces komercyjny i popkulturowy, a więc rozrywkowy (popularny) Tolkiena jest faktem pozadyskusyjnym – nie można tego sukcesu podważyć, w żaden sposób zanegować.
A jednocześnie dorobek literacki Tolkiena jest przykładem takiej literatury, którą śmiało możemy rozpatrywać również w kategoriach pięknych. Tolkien był niezwykle inteligentny, oczytany do bólu, napisał ponad sto publikacji naukowych w dziedzinie filologii i literaturoznawstwa, do tego posługiwał się około trzydziestoma językami… Nic dziwnego, że udało mu się zbudować w swojej twórczości literackiej tak spójny, piękny język elficki!
Powieści Tolkiena na pewno służą do rozrywki, do przeżywania przygód, do zatapiania się w niezwykły świat przedstawiony. Odniosły one światowy sukces komercyjny i do dziś dostarczają kolejnym pokoleniom czytelników niezwykłej, niepowtarzalnej zabawy. A jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy kwalifikowali je również do literatury pięknej!