Serwis Fictomercial ma przyjemność zaprezentować czytelnikowi prace nagrodzone w konkursie pt. Patchwork literacki zorganizowanym przez pisarkę i redaktorkę Justynę Karolak, prowadzącą blog karolakowo.pl oraz Głowę pisarza, podcast dostępny w serwisie YouTube. Konkurs polegał na stworzeniu zakończenia opowiadania pióra Justyny noszącego tytuł Dusza na sznurku (opowiadanie to znajdziesz na ww. blogu Justyny – w artykule pt. „Rusza akcja pt. »Patchwork literacki« – przeczytaj opowiadanie startowe, weź udział w konkursie i wygraj nagrody!”).

Jeśli jesteś ciekaw, jak przebiegał ten konkurs literacki, czym kierowała się jego organizatorka, oceniając nadesłane prace, przejdź do tego artykułu. A tymczasem zapraszamy cię serdecznie do przeczytania jednej z czterech nagrodzonych prac konkursowych!

Poniżej – praca literacka, która wywalczyła miejsce trzecie. Autorką jest 60-letnia Sylwia Zwierzyńska, na co dzień interesująca się rozwojem osobistym, jej pasją jest także uprawa ogrodu (własnych warzyw i owoców). Od wielu lat pisze ręcznie dzienniki, które są jednakże bardziej przemyśleniami niż spisywaniem wydarzeń, zgromadziła ich kilkadziesiąt – po 180 kartek każdy. W szufladzie czeka kilka opowiadań, a na różnych stronach internetowych możesz znaleźć artykuły autorki.

Ze swej strony gratulujemy Sylwii zdobycia brązowego medalu!

Artykuł publikujemy za pisemną zgodą autorki oraz po akceptacji redakcji tekstu wykonanej przez Justynę. Z uwagi na fakt, że konkurs adresowany był do pełnoletnich, uczulamy czytelnika, iż zarówno w opowiadaniu startowym, jak i pracach konkursowych – mogą pojawić się wulgaryzmy.

Sylwia Zwierzyńska, zakończenie opowiadania Dusza na sznurku – miejsce 3

Może nie tyle zbyt trzeźwy, co jakby nie z tego świata, a to, co pomału mi świtało, nagle przemieniło się w błyskawicę. Ożeż ty, o jasna cholera! Z mętliku upiornych refleksji, które nie wiadomo skąd się wzięły ani co znaczyły, jedna wyłoniła się nader jasno. Tak jasno, że aż mnie oślepiła.

Oczywiście wolałbym, żeby ta idea mnie nie naszła, ale było już za późno. Nękająca myśl ani myślała się ulotnić. Wręcz przeciwnie – wierciła się, panoszyła coraz bardziej, aż w końcu wypełniła cały mój umysł.

– Nie! To nie może być tak! – oponowałem.

Jednak to, co początkowo wydawało się jedynie raptowną wizją, stało się rzeczywistością.

– Tracimy go. – Głos lekarza był opanowany, choć nie bez nadziei. – Defibrylator to ostatnia deska ratunku.

Patrzyłem z góry, jak lekarze walczą o moje życie. Stwierdziłem, że wcale nie zależy mi na tym, żeby mnie odratowali. Właściwie po co miałbym przeżyć? Patrzyłem spokojnie, jak sznurek między mną a moim ciałem robi się coraz cieńszy i cieńszy. Obserwowałem, jakby ta scena zupełnie mnie nie dotyczyła – jakby tam leżał ktoś całkiem obcy. Czy człowiek na tym szpitalnym łóżku to naprawdę ja…?

Sznurek był już cieniutki i wiedziałem, że gdy się zerwie, to będzie mój koniec.

– Nie ma sensu dalej walczyć, serce nie podejmuje akcji, to już koniec – usłyszałem jednego z lekarzy, lecz przebieg sytuacji wciąż mnie nie obchodził.

– Nie przerywamy, proszę robić swoje. – Główny chirurg brzmiał stanowczo. – Spróbujemy jeszcze raz.

Znienacka przypomniałem sobie matkę z dzieckiem trzymającym balon, handlarza balonami, rowerzystę sprzedającego napoje. I ta myśl, jak błyskawica, przeniosła mnie natychmiast na ulicę. A tam wszyscy oni stali razem i uporczywie wpatrywali się we mnie.

– Czemu się tak gapicie? Nigdy nie widzieliście… – Nie miałem pojęcia, jak zakończyć zdanie, bo kompletnie nie wiedziałem, kim jestem, więc na wszelki wypadek nie powiedziałem już nic i też zacząłem im się przyglądać.

Ale oni nie gapili się na mnie ani jak na wariata, ani jak na jakiegoś cudaka. Patrzyli, jak gdyby na coś czekali.

– Czego wy chcecie? – W końcu nie wytrzymałem tego napięcia.

– Ciekawi nas po prostu, co zrobisz, czy przyjmiesz lekcje, które masz do nauczenia. – Staruch odezwał się pierwszy.

– A co niby miałbym zrobić? I jakie znowu lekcje? Nie wiem, o czym mowa.

– Nie udawaj głupka, chodzi o to, czy chcesz wrócić do życia – wtrącił się chłopiec z balonem.

No nie, ten gówniarz mnie poucza! Tego już było za wiele.

– Odwalcie się, to nie wasz zakichany interes! Po co się wtrącacie w cudze sprawy?

– Przestań się rzucać i posłuchaj wreszcie, co mamy ci do powiedzenia – rzekła matka chłopczyka.

Mówiła spokojnym i ciepłym tonem. Widać było, że jest życzliwie nastawiona. Postanowiłem odpuścić i pozwolić jej kontynuować.

– No więc jesteś teraz między dwoma światami i od tego, jak się zachowasz, zależy, co z tobą będzie. Czy w ogóle chcesz z powrotem? – zapytała.

– Nie za bardzo. Po co właściwie miałbym wracać?

– Okej, w takim razie ci wytłumaczę. Jeżeli wrócisz, to zyskasz szansę na wyciągnięcie wniosków z lekcji, które masz do nauki.

– A jeśli nie wrócę? – zapytałem.

Wszyscy popatrzyli dość wymownie po sobie nawzajem. Właściwie mogliby już nic więcej nie komentować – od samych ich spojrzeń przeszywał mnie zimny dreszcz. Mimo to postanowiłem wytrzymać tę gadkę do końca.

– Powrót pomoże ci odrobić zadane tobie lekcje. Bez powrotu nie…

– No i co z tego, pieprzyć jakieś lekcje! Możecie mi… – urwałem, bo nastała złowroga cisza.

Właściwie nie wiem, czym ona była, bo wszyscy nadal sprawiali wrażenie przyjaznych. Jednak ta cisza, która zawisła w powietrzu, coraz bardziej gęstniała – coraz bardziej czułem się nieswojo, jakby mnie miała złapać za gardło i zadusić. Coraz bardziej i bardziej…

– Dobra! Niech wam będzie!! – wrzasnąłem, bo nie mogłem już dłużej tego znosić. – Czym są… Co to za lekcje? – wydukałem wreszcie.

– Kolego – przemówił kościsty starzec – jesteś dupkiem, jakich mało, więc zamknij się i wysłuchaj, co mamy ci do przekazania.

I nagle do głowy zaczęły mi napływać obrazy z mojego życia, głównie te momenty, o których najbardziej chciałem zapomnieć. Co więcej, te chwile zostały mi pokazane z tej drugiej strony. Zobaczyłem, jak czuli się ludzie, których skrzywdziłem. Zobaczyłem, jakie konsekwencje pociągnęły za sobą różne przykre słowa, które wypowiedziałem.

Zobaczyłem…. więcej, znacznie więcej, niż bym sobie życzył. Zrobiło mi się niedobrze. Coś się przetasowało w moim umyśle, poczułem się jak zbity pies.

– I co mogę z tym zrobić? – zapytałem głosem niemającym nic wspólnego z tym palantem, którym byłem.

– Ty wiesz, co masz zrobić – powiedziała miękko kobieta. – Dokładnie wiesz.

Miała rację – wiedziałem. Bardzo dobrze wiedziałem. Nagle przypomniałem sobie, że lekarze chcą zaprzestać resuscytacji, więc krzyknąłem tylko:

– Wracam!

Z daleka usłyszałem, jak zgromadzeni wołają za mną:

– Powodzenia!

– Kończymy. – Główny chirurg niechętnie, jednak zdecydowanie wygłosił słowa, które czekały od pewnego czasu.

Widziałem, że sznurek łączący mnie z ciałem jest już tak cienki, że byle podmuch, a zerwie się. Wyglądało na to, że już za późno na cokolwiek. Pogodziłem się zatem, że nie ma dla mnie powrotu. Patrzyłem, jak lekarze zdejmują rękawiczki. I nagle jakaś siła we mnie krzyknęła:

– Ja chcę wrócić! Chcę wrócić…

– Doktorze, proszę spojrzeć – powiedział pielęgniarz.

Piknęła aparatura medyczna. Potem znowu i znowu. Lekarze natychmiast podjęli wyzwanie. Widziałem, że uwijają się jak w ukropie, żeby mnie uratować. Widziałem też, że sznurek łączący mnie z ciałem powoli, ale konsekwentnie robi się coraz grubszy i mocniejszy. Wracałem…

Wtem pojawiła się ona – w pastelowej sukience, z tak samo starannie upiętymi włosami.

– Co tu się dzieje? – zapytała.

– Wracam – odpowiedziałem.

– Właśnie widzę. Ale po co? Nie pamiętasz, że powiedziałam ci na odchodne…

– Pamiętam – wszedłem jej w słowo – pamiętam dobrze, ale…

Zaczęła mi się przyglądać. Patrzyła długo i przenikliwie. Już rozumiałem, że ona wie. Wie wszystko, co się tutaj stało. Wie nawet więcej ode mnie.

– Nie liczyłam na to, mój drogi, naprawdę nie liczyłam… – odpowiedziała cicho. I zaczęła podśpiewywać pod nosem: – Witam cię, świecie…

witam zapamiętale, z całą radością, na jaką mnie wewnętrznie stać.

Myślę, że jestem bogata: stać mnie na wiele.

Do radości dodaję trzy dawki anielsko sterylnego zainteresowania,

całość pulchnego ciasta doprawiam dwustoma szczyptami słodkiej sympatii…

Jeden komentarz

Skomentuj Olga Bartnik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *