Serwis Fictomercial ma przyjemność zaprezentować czytelnikowi prace nagrodzone w konkursie pt. Patchwork literacki zorganizowanym przez pisarkę i redaktorkę Justynę Karolak, prowadzącą blog karolakowo.pl oraz Głowę pisarza, podcast dostępny w serwisie YouTube. Konkurs polegał na stworzeniu zakończenia opowiadania pióra Justyny noszącego tytuł Dusza na sznurku (opowiadanie to znajdziesz na ww. blogu Justyny – w artykule pt. „Rusza akcja pt. »Patchwork literacki« – przeczytaj opowiadanie startowe, weź udział w konkursie i wygraj nagrody!”).

Jeśli jesteś ciekaw, jak przebiegał ten konkurs literacki, czym kierowała się jego organizatorka, oceniając nadesłane prace, przejdź do tego artykułu. A tymczasem zapraszamy cię serdecznie do przeczytania jednej z czterech nagrodzonych prac konkursowych!

Poniżej – praca literacka, która wywalczyła miejsce pierwsze. Autorką jest Małgorzata Garwacka-Gamrot, 28-letnia blogerka, która ukończyła kurs literacki i odważyła się otworzyć blog, aby jej twórczość ujrzała światło dzienne. W konkursie Patchwork literacki wzięła udział za namową męża, a zwycięstwo w tym konkursie jest pierwszym wyróżnieniem jej literatury, ale ma nadzieję, że nie ostatnim. Z wykształcenia germanistka, mieszka w Poznaniu, pracuje w firmie eksportującej polskie towary do Niemiec, a po godzinach uczy języka niemieckiego. Na co dzień żona. A także mama malutkiego dziecka.

Ze swej strony gratulujemy Małgorzacie zdobycia złotego medalu!

Artykuł publikujemy za pisemną zgodą autorki oraz po akceptacji redakcji tekstu wykonanej przez Justynę. Z uwagi na fakt, że konkurs adresowany był do pełnoletnich, uczulamy czytelnika, iż zarówno w opowiadaniu startowym, jak i pracach konkursowych – mogą pojawić się wulgaryzmy.

Małgorzata Garwacka-Gamrot, zakończenie opowiadania Dusza na sznurku – miejsce 1

– Niedługo sam wszystko zrozumiesz. Co ja ci tam będę głupoty gadał. Każdy ma własne interpretacje. Napij się pan jeszcze.

Nie wiedzieć czemu, znów go posłuchałem i chwyciłem za kufel. Starzec miał w sobie coś, co sprawiało, że nie należało mu się sprzeciwiać. Gorzki smak piwa koił moje podniebienie. Pociągnąłem dwa duże łyki. Było mi dobrze.

– A twoja żałoba? – spytałem. – Jaka jest?

– Wielka jak moje sombrero i czarna jak ta kapota. – Wskazał na swój ubiór.

– Opowiesz mi o niej?

– Piękna była. I taka maleńka. Jak się urodziła, mieściła się w dwóch dłoniach! A te policzki… rumiane niczym świeżo zerwane jabłka! Piękniejszej nie widziałem już nigdy, ani przedtem, ani później. – Kiedy mówił, miał łzy w oczach.

– I co potem?

– Gdy dorosła, pojawił się pewien typ. Bardzo podejrzany, źle mu z oczu patrzyło. Był zimny, nieprzystępny, na wszystkich patrzył z góry. Pogardzał każdym, kto uważał inaczej niż on. Zakochała się w nim bez pamięci. Psiakrew, mogła mieć każdego, a wybrała takiego gnojka! – Starzec uderzył w stół na tyle mocno, że kufle z piwem zachybotały się niebezpiecznie. – Chciała za niego wyjść. Odmówiłem. Nie zgodziłbym się na jej małżeństwo z kimś takim. Załamała się. Pewnej nocy uciekła z domu. Zostawiła list, że wyjdzie za niego nawet bez mojej zgody.

– To musiało być straszne – powiedziałem szczerze. Wciągnęła mnie jego historia. – I co było dalej?

– Po dwóch latach wróciła. Stanęła na progu mojego domu z zawiniątkiem na ręku. Zostawił ją samą z dzieckiem. Kurwa mać, dopiero co ją poślubił! Moją delikatną, kochaną ptaszynę! Co miałem zrobić? Pomogłem jej. Znalazła pracę, chłopiec rośnie jak na drożdżach. Tylko szkoda mi jej.

– Czemu? Skoro znalazła pracę, to chyba wyszła na prostą?

– Nikt nie zechce młodej rozwódki z dzieckiem. A żebyś ty chłopie widział, jaka ona piękna! Jak łabędź po prostu!

– Łabędź?! Łabędzica?! – Zerwałem się z krzesła, wylewając piwo na starca.

– Jasny gwint, ty dupku! No mówię przecież, że piękna niczym łabędź! Idę, zanim całkiem zamarznę.

– Ale… – Chciałem coś dodać, jednak potknąłem się o własne nogi i wyrżnąłem jak długi.

Patrzyłem zamglonymi oczyma, jak starzec się oddala. Chłodne piwo kapało mi na głowę. Śmierdziałem. Fatalnie cuchnąłem. Koszulka kleiła się od potu, oddech przypominał starą psią karmę. Dreszcz wstrząsnął mną niemiłosiernie. Zamknąłem oczy.

Wtenczas z ciemności wyłoniła się kobieta. Miała na sobie tę samą pastelową sukienkę. Uśmiechała się pogardliwie, ale nic nie powiedziała. Poczułem złość na siebie. Żadna kobieta nie powinna oglądać mnie w takim stanie. A już na pewno nie ona.

– Ja ciebie też pieprzę. I to jeszcze bardziej zapamiętale, z większą pogardą! – krzyknąłem w jej kierunku.

Odwróciła się na pięcie i poszła bez słowa – zwolniła miejsce komuś innemu. Przetarłem oczy. Z daleka wyłoniła się zgrabna, delikatna piękność. Tuż przed nią biegło dziecko. Chłopiec trzymający balonik.

– Zobacz, jak cudnie błyszczy się mój balon! – krzyczał rozradowany.

– Tak – odpowiedziałem niemrawo. Czułem, że powoli opadam z sił.

Kobieta stanęła za nim. Ta sama łabędzica, którą spotkałem wcześniej.

– Szkoda czasu, lato przechodzi w jesień. Musisz wstać!

– Po co? Po co, do jasnej cholery?!

– Wstań. Czas już na ciebie. – Chwyciła mnie za rękę. Jej dłoń była ciepła i przyjemna.

– Dokąd mam iść? – spytałem, ale zdążyła odejść.

Dostrzegłem znikający w dali, lśniący balonik. Podniosłem się z ziemi, ciężko dysząc. Niestety nadmiar alkoholu znów dał o sobie znać i ponownie upadłem.

Obudziłem się w dużej sypialni. Promienie porannego słońca przedzierały się przez białe żakardowe zasłony. Przetarłem zmęczone oczy. Przez chwilę kompletnie nie wiedziałem, gdzie jestem. Spoglądając niemrawo na ściany wokół, uświadomiłem sobie powoli, co zaszło. Obraz kobiety i chłopca z balonem w ręku, który namalowałem parę dni temu, wisiał naprzeciwko, idealnie komponując się z brązowymi odcieniami ścian. Ciemna figurka starca, pamiątka z podróży do Indii, stała pod obrazem, utrzymując na sobie dość pokaźną już warstwę kurzu. Z kosza na śmieci wyłaniały się nieudane szkice. W tym – szkic dziewczyny w pastelowej sukience. Przypomniałem sobie, co mówiłem, kiedy ciskałem rysunki do kosza.

– Pieprzę cię, świecie! Pieprzę zapamiętale, z całą pogardą, na jaką mnie wewnętrznie stać. Myślę, że jestem bogaty: stać mnie na wiele.

Usiadłem na łóżku. Mój wzrok przykuło biurko, na którym leżał najnowszy rysunek – łabędzica broniąca swoich młodych. Był dobry. Cholernie dobry. To najnowsze zamówienie dla premiera. Na pewno słono za nie zapłaci. Trzeba je tylko dokończyć. Może się uda przed końcem lata. Zanim przejdzie ono w jesień.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *